Premiera prasowa 6 listopada 2005
Janusz Ryl-Krystianowski: SZAŁAPUTKI
inscenizacja: Maria WEIGELT
Muzyka: Krzysztof ARCISZEWSKI
Przygotowanie wokalno-instrumentalne: Jerzy BECHYNE
Choreografia: Władysław JANICKI
OBSADA:
Wojciech Brawer,
Marta Frąckowiak,
Sylwia Oksiuta,
Maria Weigelt
gitara - Waldemar Trębacz
Bajka o dzielnych Kurczakach i podstępnym Lisie. (ok. 45 min.)
Puls nr 1(89) styczeń 2006 r., (rok IX)
Szałaputki były fajne
Na spektakl dla dzieci wybrałem się z synem – Kubą. Sam bym przecież się poszedł, ale, co trzeba na wstępie zaznaczyć, Szałaputki okazały się niczego sobie. Poważnie podchodząc do rzeczy, jak na fachowego recenzenta przystało, poszedłem przyjrzeć się dwóm nowym, młodym, atrakcyjnym, obiecującym i na pewno zdolnym aktorkom Lubuskiego Teatru, które w Szałaputkach debiutowały, a że miałem miejsce z widokiem, to i przyglądanie się udało. I syn miał miejsce widokowe, i jemu Szałaputki się spodobały – podejrzewam tylko, że „inaczej”. Zatem oddaję jemu głos (ma 5 lat, więc to ja pełnię rolę zapisywacza): „że Szałaputki były fajne, lis mi się mniej więcej nie podobał, bo nie lubię jak lisy łapią kurczaki. Podobała mi się gitara i jak pan grał na gitarze. I jeszcze podobało mi się, jak Szałaputki machały skrzydełkami. A w związku z tym, że bałwan to niesympatyczne słowo, to nazwę bałwanem lisa”. I tyle Kuba. Krótko zwięźle i na temat – przedstawienie było super! Co do gitary (że mu się podobało), to już, nie chwaląc się, moja zasługa. Najpierw Kuba w wieku miesięcy dwóch i więcej wespół z ojcem swym tańcował do bluesa wygrywanego przez Manna w Trójce, w audycji „Manniak niedzielny”; teraz Trójka, co na psy zeszła oferuje Manniaka o północy we wtorki. A gdy już ma te pięć lat, to słuchamy se pojedynków gitarowych Hannemanna i Kinga z zespołu muzycznego Slayer, ot choćby w takim pięknym utworze lirycznym jak Angel of Death.
Wracajmy do Szałaputek: na panu z gitarą zatrzymywał się nie będę, bo ten raczej rzępolił niż grał (Kuba na szczęście dla pana z gitarą nie ma jeszcze wyrobionego zmysłu krytycznego). Panie Marta Frąckowiak i Sylwia Oksiuta, młode aktorki, tytułowe kurczaczki, takie się okazały niewinne, tak pięknie porwały z sobą dziecięcą publiczność, że aż mi się udzieliło i też chciałem być przez nie porwany. Unika uwag szczegółowych, bo przedstawienie było dla dzieci, Kuba wyszedł rozradowany, więc nie ma potrzeby się wymądrzać. Każda krytyka w tej sytuacji może być odebrana jako zwykły brak wyobraźni starego zgreda. A że nie chce ojciec Kuby uchodzić za starego zgreda, to wespół ze wszystkimi młodymi widzami rozentuzjazmowany domagał się bisów! I nie jest tutaj istotne, że chciał sobie jeszcze raz popatrzeć tylko na kurczaczki, że dla niego pan z gitarą, pani mysz i lis mogliby się już schować. Szałaputki rules!
Na finał pozwolę sobie nie zgodzić się z Kubą (mój synu!, wybacz!): otóż zaskoczył mnie w roli lisa Wojciech Brawer. Naprawdę był cholernie przekonujący. Tego pamiętnego niedzielnego poranka grał z polotem deklasując i kurczaczki, i pana z gitarą. Nie chcę przez to powiedzieć, jak to swego czasu mówiono o grającym osła w Shreku starym Stuhrze, że rola lisa była najlepszą rolą, w jakiej go na deskach Lubuskiego Teatru widziałem, ale na to wychodzi.
Jakub i Jacek Uglikowie
Szałaputki, Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze.