Premiera: 30 września 2006
Mądzik znowu zaskoczył miłośników teatru mroku. W nowy sposób potraktował przestrzeń teatru i aktora.

Możemy być pewni, że w teatrze Leszka Mądzika nie znajdziemy najmniejszego śladu wiadomości z dziennika telewizyjnego czy z pierwszych stron gazet. Teatr ten nie jest dokumentem tak rozumianego dnia codziennego, niemniej w niezwykły sposób do tej codzienności się odnosi. Bo Mądzik zderza naszą konieczną przygodność, przypadkowość, chwilowość i owo obarczenie codziennością - z wiecznością i transcendencją. W „Strumieniu” powrócił - jakby nawiązując do „Zielnika” sprzed 30 lat - do kwestii biologii człowieka.

Reżyseria i scenografia:
Leszek MĄDZIK

Muzyka:
Andrzej ZARYCKI

Prapremiera
30 września,
1 października 2006

OBSADA:

Marta Artymiak
Beata Beling
Marta Frąckowiak
Tatiana Kołodziejska
Kinga Kaszewska-Brawer
Wojciech Brawer
Wojciech Czarnota
Tomasz Karasiński
Jacek Krautforst
Andrzej Nowak

Zrealizowano przy pomocy finansowej:

- Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
- Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze

Muzykę do spektaklu „Strumień” skomponował Andrzej Zarycki, znany twórca piosenki artystycznej, muzyki symfonicznej i kameralnej, pianista, pedagog. Urodził się w 1941 roku. Debiutował w krakowskim Teatrze Piosenki Hefajstos. Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych w 1966 roku związał się z zespołem akompaniującym Ewie Demarczyk oraz z kabaretem Piwnica pod Baranam. Jest autorem muzyki do wielu znanych piosenek wykonywanych przez Ewę Demarczyk, m.in. „O cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego” do tekstu Galla Anonima, „Hercowicz” i „Cyganka” do tekstów Mandelsztama oraz „Pieśń nad pieśniami” do tekstu starotestamentowego. Od połowy lat 80. komponuje głównie muzykę teatralną i filmową.

www.kul.lublin.pl/scena

Leszek Mądzik - twórca autorskiego teatru, Sceny Plastycznej KUL, w której od 1970 roku zrealizował następujące spektakles: Ecce homo, Narodzenia, Wieczerza, Włókna, Ikar, Piętno, Zielnik, Wilgoć, Wędrowne, Brzeg, Pętanie, Wrota, Tchnienie, Szczelina, Kir, Całun, Odchodzi, Bruzda.

W pierwszym spektaklu Ecce homo wykorzystany był jeszcze tekst, przestrzeń sceniczną budowały płaskie obrazy inspirowane szuka gotyku. W kolejnych premierach – Narodzenia, Wieczerza, Włókna – Leszek Mądzik zrezygnował ze słowa i fabuły, ich funkcje przejęły przestrzenie plastyczne, dynamika ruchu i ekspresja przekształcanych plastycznie ciał. ZA moment przełomowy w historii Teatru uważany jest spektakl Ikar, w którym – po wyeliminowaniu słowa i fabuły – ograniczona została także rola aktora.

Aktor w teatrze Leszka Mądzika przestał „grać”. Jego zadanie najlepiej chyba określić jako współistnienie z materią na scenie, wyczucie jej i wyeksponowanie w taki sposób, aby stała się tworzywem akcji. Ożywienie przedmiotu i uprzedmiotowienie aktora – to nie paradoks, to raczej część filozofii Leszka Mądzika, poszukującego w sztuce pokory. Podobnie jak odrzucenie barwy, bo od premiery Wilgoci mrok, czerń jest blejtramem, na którym powstają „ożywione obrazy” malowane światłem, które jest podstawą dramaturgicznego napięcia tych spektakli.

Każda premiera realizowana przez Leszka Mądzika na Scenie Plastycznej KUL wiąże się z kolejnym ograniczeniami, redukcjami, jest krokiem w mrok, w tajemnicę.

Spektakle Sceny Plastycznej KUL prezentowane były na kilkuset festiwalach teatralnych, a także na indywidualne zaproszenia w Polsce i za granicą, zdobywając nagrody m.in. w Kairze (Egipt), Racine (USA), Toyamie (Japonia).

Leszek Mądzik jest także autorem kilkunastu scenografii teatrach Polski, Portugalii, Francji i Niemiec. Wykłada gościnnie w kilku szkołach artystycznych Polski, Finlandii, Holandii, Niemiec, stale współpracuje z Katolickim Uniwersytetem lubelskim, Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Akademią Teatralną w Warszawie. Prowadzi kilkadziesiąt warsztatów w Europie i Ameryce.

W swej twórczości krąży wokół tematu czasu, przemijania, jego wpływu na kondycję ludzką rozpiętą pomiędzy sferą sacrum i profanum. Poszukując najlepszego sposobu wyrażenia emocji, napięć i lęków ukrytych głęboko w każdym człowieku, odszedł od słowa, zwrócił się w stronę teatru wizualnego, który umożliwia współodczuwanie z widzami oraz w stronę fotografii, stwarzającej nowe możliwości ekspresji plastycznej.

Wypowiedzi Leszka Mądzika

Sztuka

Daje mi tę cudowność znalezienia ujścia dla tego wszystkiego, co w nas wzbiera. Sprawiła, że to, co tkwi wewnątrz mnie, od razu znaleźć się mogło w drugiej osobie. Wprowadzam widza w taki tajemny dla mnie kosmos, w którym dzielę się swoimi lękami i zagrożeniami. Paradoksalnie – im większy dramat uda mi się wydobyć na widowni, tym większą czerpię wiarę w sensowność istnienia i tworzenia dalej tego teatru. Mam nadzieje, że nie zostawiam widza pośrodku jakiejś absurdu. Wydaje mi się, ze wspólnie stajemy wobec możliwości dotknięcia pewnej Tajemnicy. Kiedy po przedstawieniach słucham ludzi, okazuje się, że to nie tylko moje lęki i przeczucia. W sztuce znalazłem ukojenie…

Dzieciństwo

Wszystko się tam zaczyna. Mieszkałem na uliczce blisko szpitala, kostnicy i cmentarza. Pogrzeby były prawie codziennie i przez okno sączyły się takie widoki: karawan, wolno człapiące konie, procesja żałobników. Szły kondukty w deszczu i w pełnym słońcu, rano, w południe i o zmierzchu. Czasem grała orkiestra, czasem tylko wiatr. Wychowałem się i bawiłem wśród tego pejzażu. Te obrazy zostały we mnie i powracają…

… Malarzem chciałem być. Ze sztalugą na plecach umykałem z lekcji, aby malować kielecki zamek, wzgórze klasztorne i pejzaże…

… Gdyby brakło w moim życiu tych dwóch rozdziałów: rozdziału Góry Świętokrzyskie i rozdziału Kielce, nie byłoby tego teatru. Tamte pejzaże są we wszystkich moich spektaklach i w nie wnoszę moje lęki, niepokoje. Po tych pejzażach chodzi wiatr i je dopełnia, są tam wieczory i smakowanie wieczorów, kapanie wody, szelesty. W przyrodę wtapiam mój teatr…

Początki

Postanowiłem jednak obwieścić wszem, ze maluję. Rozwiesiłem swoje obrazy na korytarzach KUL. Szczęśliwym przypadkiem przechodziła tamtędy pani Irena Byrska, która gościnnie realizowała „Wandę” Norwida. „Znajdźcie mi tego człowieka, co to namalował” – i w ten sposób poprzez projekt scenografii do jej spektaklu, tylnymi drzwiami wszedłem do teatru. Zostałem nagrodzony na Studenckiej Wiośnie Teatralnej, to skłoniło mnie do dalszej współpracy z Teatrem Akademickim KUL. Miałem szczęście spotkać Mieczysława Kolarczyka i wspólnie pracować przy spektaklu „Amor Divinus”. Po kolejnym nagrodzonym doświadczeniu, przy realizacji scenografii do „Testamentu” Villona w teatrze Gong 2, pomyślałem, że mogę uczynić scenografię – bohaterem i dramatem całego spektaklu.

Tworzenie

Moje sceniczne pejzaże, ten spowolniony ruch w moich przedstawieniach, to wyłanianie się kształtów z ciemności – to jest dla mnie modlitwa. Ona obdarza mnie spokojem, który pozwala mówić o najtrudniejszych sprawach i myśleć o nich… nie piszę scenariuszy do spektakli, nie robię żadnych notatek. Myślę obrazami, noszę je w sobie.

Teatr

Wymyśliłem sobie tak od początku, ze będę go malował światłem i ciemnością. Każdy spektakl jest obrazem malarskim. Czerń jest blejtramem, na którym białym pędzlem, czyli światłem, maluję poszczególne akty dramatu, który chciałbym ujawnić przed widzem.

Tęsknoty

Największa, aby mówić o naszym odchodzeniu – bez krzyku. Zgodzić się na to nieuchronne spotkanie, w ciszy przyjąć i oswajać myśl o śmierci.

Sacrum

Wszystkie moje refleksje na temat kondycji człowieka, nieuchronnie odnosiły się do sfery sacrum, to pozwalało i pozwala mi wierzyć w sensowność życia i tego świata.

Idea

Wcale bym nie chciał, aby mój teatr był do końca zrozumiany. Stałby się wtedy czymś martwym. Od premiery „Ecce homo” drążę te same temat wokół sacrum, odchodzenia, biologii, erotyki – to przecież towarzyszy nam przez całe życie. Pewne stany i sytuacje są w życiu wieczne, były i będą. Perspektywa czasu i doświadczenia każe mi inaczej w każdym spektaklu o tym mówić. Zabiegiem, aby coraz głębiej drążyć nieznane nam warstwy struktury człowieka, aby wydzierać – Bogu czy kosmosowi – ukryte w nas, lecz nas dotyczące tajemnice. A wszystko to, aby lepiej czegoś, co da nam więcej zaufania do życia i tego, co nas otacza. W teatrze może się to stać za sprawą głębokiego przeżycia, pozostającego na krawędzi rozumienia.

Malarstwo

To wszystko, co było we nie dla malarstwa, skierowało się ku teatrowi. Została tylko potrzeba malowania dla samego siebie. I jeżeli maluję, to w duchu dedykuję to osobie, o której myślę. Maluje od dawna to samo – erogenność i świętość, biologie i sacrum. To są te dwa tematy. Jedyne…

Tajemnica czasu

Rozmowa z Leszkiem Mądzikiem, twórcą Sceny Plastycznej KUL, twórcą premiery „Strumienia” w Lubuskim Teatrze

- Nieczęsto zdarza się zobaczyć nazwisko Mądzik na afiszu innego teatru niż Scena Plastyczna KUL, z którą od 35 lat tworzy pan autorskie spektakle. Co pana skłoniło do zielonogórskiej próby?
Rzeczywiście, niewiele było przypadków, gdy opuszczałem swój teatr. Ostatnio doświadczam tego częściej, zachęcony konfrontacją z innym sposobem pracy. Jednym z powodów, dla którego podjąłem próbę w Zielonej Górze jest to, że trochę ten teatr znam. Dwa lata temu zrealizowałem tu warsztat teatralny. Mam też poczucie, że teatr, jaki uprawiam, nie jest obcy zielonogórskiej publiczności, która oglądała większość przedstawień Sceny Plastycznej. Pokusą była też przestrzeń; inna od tej, jaką mam w swoim teatrze. Umożliwiająca pokazanie totalnego obrazu.

- Obrazu, bo – przypomnijmy – pana teatr obywa się bez słowa. W „Strumieniu” też go nie będzie?
Jedynym słowem jest tytuł na afiszu, który ma uruchomić i ukierunkować wyobraźnię widza.
Aktor takiego teatru, jak zielonogórski, nim rozpocznie próby nowej sztuki, otrzymuje jej tekst. Czyta go, uczy się na pamięć nowej roli. Rozumiem, że przed próba „Strumienia” aktorzy nie dostali do ręki ani jednej kartki?
Zgadza się.

Jak więc wyglądało przygotowanie do realizacji przedstawienia?
Pewnym wprowadzeniem w świat mojego teatru i metody pracy były trzy filmy poświęcone Scenie Plastycznej KUL, które pokazałem. (...) Mam wrażenie, że już po paru dniach miałem od aktorów duży kredyt zaufania. Dziś mogę mówić o więzi, która nie żąda zbyt wielu pytań. Opiera się bardziej na zawierzeniu niż wiedzy. Na gotowości do wejścia w pewną tajemnicę niż pewności, co z tej próby wyniknie. Bardzo jestem rad, że nie tylko aktorzy, ale zespół techniczny oraz pracownie teatru, dla których spektakl był dużym wyzwaniem, poradziły sobie z tym bardzo dobrze.

Spektakle Sceny Plastycznej KUL obracają się wokół tematu czasu i przemijania. O czym będzie „Strumień”?
O tajemnicy czasu, wpisanej w ludzkie ciało. O tym, jak na nie patrzymy i jak je odczuwamy w różnych porach wieku... Nie lubię mówić o swoich spektaklach. Słowo jest zbyt ubogie, by oddać najgłębsze emocje. Dlatego wyrażam je przez obraz, światło dźwięk, fakturę, muzykę. Zapraszam do teatru!

Dziękuję.

Rozmawiała: Danuta Piekarska, Gazeta Lubuska, czwartek 28 września 2006

Mądzik znowu zaskoczył miłośników teatru mroku. W nowy sposób potraktował przestrzeń teatru i aktora. Możemy być pewni, że w teatrze Leszka Mądzika nie znajdziemy najmniejszego śladu wiadomości z dziennika telewizyjnego czy z pierwszych stron gazet. Teatr ten nie jest dokumentem tak rozumianego dnia codziennego, niemniej w niezwykły sposób do tej codzienności się odnosi. Bo Mądzik zderza naszą konieczną przygodność, przypadkowość, chwilowość i owo obarczenie codziennością - z wiecznością i transcendencją. W „Strumieniu” powrócił - jakby nawiązując do „Zielnika” sprzed 30 lat - do kwestii biologii człowieka.
Biologiczność, która jest ziemskim, poniekąd banalnym, lecz i dokuczliwym aspektem bytu ludzkiego, zostaje przez Mądzika ukazana jako coś sprzężonego z transcendencją. To przez biologię doświadczamy piękna, miłości oraz czasu. To z biologii bierze się nasz egzystencjalny niepokój. To biologia czyni chwile życia dwuznacznymi, tak jak rozchylone nogi kobiety mogą przywodzić na myśl i narodziny i seks. Mądzik pokazuje to w fascynujący sposób. Prosty obraz człowieka pod nieboskłonem ma porażającą moc.
Wspaniałą muzykę do tego spektaklu wystawionego na scenie w Zielonej Górze napisał Andrzej Zarycki. Ale to nieco inny teatr Mądzika niż go znamy. W spektaklach zrealizowanych przez Scenę Plastyczną KUL Mądzik budował czarne, wąskie i długie tunele, w których perspektywie dzieją się kreowane przez niego obrazy. W spektaklu „Strumień” obok perspektywy skorzystał z plastycznych walorów panoramy, jakie daje szerokie pudło sceny teatru repertuarowego. Swoboda tego wielokierunkowego zagospodarowania przestrzeni obrazami jest doprawdy zaskakująca. Nie poetyka mroku budowana na powidokowych obrazach, rodzących się na krawędzi oka, ale sama wizyjność, wizualność i plastyczność niemal krystaliczna stały się esencją tego spektaklu. Czyste malarstwo, w którym pędzlem jest światło. Za tym innym budowaniem obrazu idzie nowe wykorzystanie aktora, wciąż niemego, który jednak nie jest ludzką kukłą, a aktorem grającym swoje ciało. Nadal aura widowiska ma wymowę głęboko chrześcijańską, ale chwilami uzyskiwaną obrazami o charakterze niemal hollywoodzkim. I wciąż ta sama pozostaje, mimo wszystko, tajemniczość i niejednoznaczność wizji jego teatru.

Grzegorz Józefczuk, Gazeta Wyborcza Lublin, 2006-10-01

Premierę „Strumienia” poprzedziło otwarcie wystawy fotograficznej Leszka Mądzika pt. „Spojrzenia”, bardzo osobisty zapis z teatralnych podróży po świecie.
„Spojrzenia. Na osobę, przedmiot, przestrzeń, naturę. Wzrok biegnie po tym, co kusi, intryguje. Ślad zniszczenia, korozji, patyny umiejscawia przedstawione obrazy (fotografie) w jakiejś logice, porządku, rzeczywistości Dopiero przez przeczucie, by nie powiedzieć rozumienie upływających chwil dostajemy komunikat o nas samych, o naszej przygodności. Ostatnie moje wędrowanie w 2006 roku przez Nowy Jork, Edmonton, Calgary, Teherean, Persepolis, Shiraz czy Tibilisi pomimo, że dotyka różnych kultur, religii i miejsc, znajduje w swych mikro-scenach przekaz o naszej tajemnicy zanurzonej w czasie” (L. Mądzik, Rogoźno, 2006).

Widz musi być gotowy na więcej

Premiera „Strumienia” Leszka Mądzika otworzyła obchody jubileuszu 55-lecia istnienia Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Twórca Sceny Plastycznej KUL zafundował widzom godzinny spektakl w ciemnościach, bez słów.

Dorota Żuberek: - Co przemija? Życie, ludzie, miłość?

Leszek Mądzik: - Uciekam świadomie od warstwy fabularnej w moich spektaklach i opowieści, która snuje się ze sceny. Poruszam problem przemijania bliski przecież nam wszystkim. Tym razem opowiadam o momentach w życiu kobiety, które mijają.

Na kobiecie lepiej widać upływający czas?

- Pełniej można go pokazać. To, co dzieje się z duszą i ciałem, kiedy przechodzi kolejne fazy życia.

Dlaczego u Pana przemijanie jest zawsze połączone z ciemnością? Scena pogrążona jest w mroku. Z rzadka pojawiają się jasne plamy, które i tak nie pomagają zobaczyć czegokolwiek. A przecież strumień, czas, prędkość światła kojarzą się z blaskiem. Ja to widzę w takich kolorach.

- Dla mnie ciemność, mrok, noc to synonimy wyciszenia, czasu, jaki mamy dla siebie. Kiedy już nic nas nie zajmuje, wszystkie bodźce z zewnątrz przestają nas dotykać, odrywać od sedna. Noc niesie ukojenie, uspokojenie, równowagę. Bardzo tego potrzebujemy. Ten spokój chciałem dać widzom podczas spektaklu. Dlatego bezwzględnie prosimy o wyłączenie telefonów i nie otwieramy drzwi od początku do końca spektaklu. Niekontrolowane światło mogłoby zburzyć nastrój.

Myśli Pan, że widzowie Lubuskiego Teatru po lekkich komediach i farsach w repertuarze są przygotowani na godzinny spektakl, w którym nie pada ani jedno słowo, nie ma kolorowej scenografii i jest ciemno?

- Cóż... Wierzę, że w Zielonej Górze są ludzie otwarci na nowe, którzy mają potrzebę uczestniczenia w swoistym rytuale. Wierzę, że widz jest przygotowany na więcej niż śmiech. Widz w teatrze musi być gotowy na wszystko. Może „msza” to za duże słowo, ale wierzę, że takie intymne teatralne spotkanie w samotności ze sztuką choć na chwilę pozwoli im zatopić się w sobie i pomyśleć o przemijaniu. To bardzo ważne. A zapominamy o tym.

Dorota Żuberek, Gazeta Wyborcza - Zielona Góra nr 233,
5 października 2006.