Premiera: 28 października 2001 r.
Powrót Jerzego Łukosza to tekst o emocjonalnym trudzie powrotu do świata dzieciństwa, świata pierwszych marzeń, gdzie wszystko odkrywaniem było i przygodą.

Paweł - bohater Powrotu, jak każdy z nas zostawił świat dzieciństwa, uciekł z niego by stać się dorosłym. Dom, matka, ojciec, wuj, pierwsza miłość są dla niego jak ze starych fotografii, funkcją pamięci, w której czas się zatrzymał. Teraz przyszedł moment powrotu, czas konfrontacji rzeczywistego z tym co wyobrażone. Kim jest matka, ojciec, Halina, wuj - kim jest on sam. Paweł wraca z nadzieją, że ten świat nada mu utraconą równowagę, zakorzeni go w rzeczywistości. Wymarzył sobie ten swój dom, wykarmił go tęsknotą, a czas poprzestawiał w tym świecie akcenty, zmienił proporcje. Jak spotkać się z matką, która pokazywała świat, kiedy ona jest teraz dorosłą kobietą, jakąś obcą, jakąś dziwną, jak na nowo dotykać Halinę, która kiedyś uczyła go czym jest miłość, kiedy Halina kąpie się z kozą, jak rozmawiać z wujem który uczył myśleć, kiedy wuj martwy, jak rozmawiać z ojcem, skoro ojca nie zna. I wszyscy tu coś udają, matka Penelopę, ojciec Odysa, wuj - zalotnika, a może Ducha z Hamleta, tak czy inaczej wuj martwy, Halina - czekająca i więdnąca stara panna, udaje Ofelię i Paweł jakby Hamlet. Wielkość mitu przyłożona została do zgrzebnego fartucha, do kryminalnej afery śmierci wujka, do żałobników siorbiących kawę, dmuchających w chusteczki jak w puzon, do wiejskiego kościoła i do ojca fanatyka. I wszystko to jakieś wsiowe, jakieś przaśne i wszyscy tak się kokoszą, moszczą w tym świecie, w swoich rolach, w swoich mitach. Jak do tego wrócić, skoro to nie przystaje do tego, co przechowywane było we wspomnieniach, jak z tego uciec. Ale najpierw trzeba odkryć prawdę - jak umarł wujek.


Jerzy Łukosz: "POWRÓT"
Adaptacja i reżyseria: MAŁGORZATA BOGAJEWSKA
Scenografia i kostiumy: ELŻBIETA BIRYŁO
Muzyka: ARTUR BELING
Asystent reżysera: ANDRZEJ NOWAK

OBSADA:

Elżbieta Donimirska
 Anna Zdanowicz
Wojciech Czarnota
Jerzy Kaczmarowski,
 Cezary Kazimierski
 Andrzej Nowak
Wojciech Romanowski
Waldemar Trębacz

    JERZY ŁUKOSZ ur. w 1958 r. we Wrocławiu.
Z wykształcenia germanista (praca dyplomowa i doktorska o dziennikach Tomasza Manna). Prozaik i eseista, dramatopisarz, tłumacz. Napisał m.in. powieści Afgański romans (1997), Jedno życie, czyli Wędrówka dusz (1997), Szczurołap z Ratyzbony (1999) oraz książki o literaturze polskiej i niemieckiej. W 1990 r. Otrzymał nagrodę literacką im. Stanisława Piętaka. Jest autorem dramatów Tomasz Mann (1995), Dwa ognie (1995), Grabarz królów (1997), Huptmann (2001) i innych. Sztuka Tomasz Mann, grana w teatrach: Polskim w Bydgoszczy, Ochoty w Warszawie i Starym w Krakowie, została przełożona na sześć języków (niemiecki, angielski, rosyjski, czeski, węgierski i norweski). W roku 2000 nakładem krakowskiej Księgarni Akademickiej ukazał się zbiór utworów Jerzego Łukosza zatytułowany Śmierć puszczyka i inne utwory (1997), zawierający m.in. Powrót. Poemat dramatyczny prozą. Prapremiera Powrotu odbyła się w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie w adaptacji i reżyserii Pawła Miśkiewicza.
    

Reżyser

POLITYKA nr 9, 2 marca 2002
UŚMIECH ZADUMY, Jacek Sieradzki

    (...) Jerzy Łukosz, wrocławski germanista, prozaik i autor dramatów, nie jest pisarzem modnym. W jego scenicznych propozycjach nie ma ani drastyczności efektów, ani łatwego humoru - to refleksyjno - erudycyjne obrazki prowadzące do wywołania u widza co najwyżej uśmiechu zadumy. Jak dobrze, że znajdują odzew! Teatr Lubuski w Zielonej Górze wystawił „Powrót”: opowieść o synu marnotrawnym, który wraca - imaginacyjnie - do rodzinnego domu, układając zapamiętane sprzed lat i wyobrażone postacie
w przedziwne, nieoczekiwane także dla kreatora figury. Spektakl wyreżyserowała - precyzyjnie, dojrzale eksponując Gombrowiczowskie proweniencje utworu - Małgorzata Bogajewska, reżyser-debiutantka: warto zapamiętać to nazwisko (...).
    (...) Spektakl znacznie przekracza codzienny poziom polskich scen i bardziej godny jest zauważenia niż wiele słynniejszych, lepiej wypromowanych przedsięwzięć (...).

 


TYGODNIK POWSZECHNY nr 8, 24 lutego 2002
MAŁE TEATRY OD RZECZY WIELKICH, Łukasz Drewniak

    Prowincjonalne spektakle mogą być artystycznym wydarzeniem, kiedy występują wbrew modom, proponują głośne, wspólne myślenie nad rzeczami najważniejszymi.
    Smutek teatralnej prowincji rozpraszają dwie niedawne premiery w teatrach opolskim i zielonogórskim.
DOM NA UBOCZU
    Debiutantka Małgorzata Bogajewska uczy się jeszcze na IV roku warszawskiej reżyserii. W Teatrze im. Leona Kruczkowskiego zrealizowała Powrót Jerzego Łukosza - pamiętamy jeszcze świetny spektakl Miśkiewicza sprzed dwóch lat, odkrywający dla teatru ten dziwny, hybrydyczny tekst o współczesnym (akcja dzieje się w połowie lat 80.) Telemachu, Penelopie, Odysie i żałobnikach, którzy zastąpili zalotników. Bohater sztuki, Paweł, austriacki gast-arbeiter przyjeżdża do rodzinnego domu - dokąd właśnie po 40 latach powrócił „z wojny” jego Ojciec i gdzie w tym samym czasie umarł wuj, z którym przed laty związała się jego matka.
    W zielonogórskim spektaklu niby dominuje realizm, prowincji portretowanie, nieśpieszne pełzanie dni i nocy, domowa krzątania świąt. Wszystko tu niby normalne, a jednak niewiarygodnie zagmatwane. Na ścianie nad łóżkiem wiszą dwa ślubne portrety: Matki z Ojcem i Matki z Wujem. Realność zostaje podwojona jest dwóch ojców. Ten obcy - żywy, dogmatyk i dewot, i ten bliski, przyjaciel, ale umarły. I jest dwóch synów - Syn sprzed wyjazdu i Syn z czasu powrotu.
    Paweł Wojciecha Czarnoty próbuje patrzeć na bliskich, na sytuację, w jakiej się znalazł po powrocie do domu, jakby byli bohaterami jego snu, snu o powrocie do domu, którego już nie ma - umarł albo właśnie umiera. W takim ustawieniu głównej postaci nieoczekiwanego sensu nabiera włączony przez Łukosza do tekstu fragment „Grabarza królów”, w którym pracujący w krematorium Paweł wyznaje, ze podrzuca popioły bezdomnych do grobów arystokratów, wymienia urny.
    Dla Miśkiewicza był to gest kantorowski: zrównujący w teatrze zmarłych z żywymi. Bogajewska twierdzi, ze to raczej gest gombrowiczowski. Jej bohater ma obniżony próg świadomości, trochę przedrzeźnia innych ludzi, swoje wspomnienia, a nawet śmierć.
    Reżyserka uwypukla zawarte kiedyś w krakowskiej inscenizacji punkty wspólne „Powrotu” ze „Zbrodnią z premedytacją” i może ze „Ślubem”. Paweł nie po to wrócił do rodziców, żeby coś przywołać, ocalić, ale żeby przetworzyć, dopasować dom do zmienionego samego siebie. Dlatego zaczyna swoje pozorowane śledztwo, rozmawia z duchem wuja o jego upozorowanym zabójstwie. Sam pozoruje fundamentalne kłótnie z ojcem. Szuka tajemnicy, w tym co zwykłe. Kto zabił wuja? Matka? Ojciec? Jego kochanka Halinka? Może wuj odszedł sam?
    I niepostrzeżenie pod jego spojrzeniem dostrzegamy nierówności, zadziory scenicznego świata. Okazuje się, że nie tylko Paweł odgrywa coś przed rodziną, także i oni coś przed nim grają. Nawet milicjant udaje, że angażuje go bez reszty surowe śledztwo (epizod Jerzego Kaczmarowskiego). W tej grze pozorów najbardziej podobała mi się Matka Elżbiety Donimirskiej, która mimo żałoby cieszy się, że życie rozwiązało za nią dylemat: w tym samym dniu traci i zyskuje męża. Halina Anny Zdanowicz wbrew sugestiom tekstu jest jeszcze młodą dziewczyną, marnującą swoją urodę i talent na małomiasteczkowe romanse. To ona jest prawdziwą Penelpoą - nigdy nie porzuci swoich kochanków, nawet tych, co wyjechali daleko, nawet tych, co umarli, bo wie, że jest im potrzebna prawie tak, jak matka. I może właśnie o niej, i tylko o niej, będzie myślał Paweł wiozący do Wiednia urnę z prochami wuja.

    „Matka Joanna od Aniołów” i „Powrót” to spektakle skrojone na miarę teatrów, w których powstały. A jednocześnie istotne propozycje repertuarowe w skali całego kraju.Złości mnie już konieczność przekonywania, że nie ma złych, głuchych na pewne konwencje sceniczne aktorów, są tylko nieudolni reżyserzy, którzy nie potrafią wyznaczyć im konkretnych zadań w przedstawieniu. W opolskiej i zielonogórskiej realizacji koncepcję dopasowano do umiejętności zespołu, rozmach inscenizacyjny i pomysły reżyserskie ustąpiły miejsca pracy z aktorem. Wykorzystano jego głód prawdziwych wyzwań.
    Prowincjonalne realizacje mogą być artystycznym wydarzeniem, kiedy występują wbrew modom repertuarowym, proponują głośne, wspólne myślenie nad rzeczami najważniejszymi. Funkcjonowanie z dala od centrum nie oznacza, że wolno iść na skróty. W Zielonej Górze czy w Opolu teatr robi się pewnie trudniej niż w Warszawie i o sukces też trudniej. Mimo to, rozmawiając z publicznością, teatry na uboczu muszą mierzyć także w innego, ponadlokalnego widza. To dla niego portretują prowincję, po to, żeby sam się w niej rozpoznał.