
SCENA DUŻA
Trzy stulecia temu publiczność zwijała się ze śmiechu oglądając przygody arlekina Trufaldina – tytułowego „sługi dwóch panów” z commedii dell’arte Carla Goldoniego. Pracując na dwa fronty, bohater ustawicznie mylił polecenia swoich mocodawców, co prowadziło do wielu zabawnych nieporozumień i perypetii. Czy ta historia może dziś bawić tak samo, jak w tamtych czasach? Z pewnością tak – zwłaszcza jeśli zaadaptować ją do czasów bliższych naszej współczesności. Takiego zabiegu podjął się brytyjski komediopisarz Richard Bean, przenosząc akcję pierwowzoru z XVIII-wiecznej Wenecji do Brighton roku 1963. W tej wersji niegdysiejszy Trufaldin nosi nazwisko Francis Henshall i jest drobnym angielskim cwaniaczkiem, który próbuje urządzić się w życiu, podejmując pracę u dwóch szefów jednocześnie. Jak się wkrótce okazuje, tę dwójkę łączą niecodzienne i cokolwiek niebezpieczne relacje. Lawirując między pracodawcami, Francis musi stanąć na głowie, żeby prawda o jego podwójnym etacie pozostała dla nich tajemnicą. W przeciwnym razie jego własne życie może zawisnąć na włosku…

SCENA KAMERALNA
Nazwisko francuskiej autorki Yasminy Rezy może się kojarzyć bywalcom naszego teatru chociażby z „Bogiem mordu” w reżyserii Lecha Mackiewicza, a kinomanom – z ekranizacją tego samego dramatu, zrealizowaną przez Romana Polańskiego, a zatytułowaną „Rzeź”. W obu wersjach sytuacja spowodowana błahym z pozoru zdarzeniem urasta do rozmiarów sprawy o tak wielkim znaczeniu, że staje się ona podstawą zajadłej, psychologicznej rozgrywki.
Nie inaczej dzieje się w „Sztuce”, która w latach 90. przyniosła Rezie międzynarodowy rozgłos. Głównych bohaterów – Serge’a, Marca i Yvana – poznajemy w momencie, gdy pierwszy z nich chwali się posiadaniem obrazu, na którego zakup wydał fortunę. Dzieło autorstwa bardzo ponoć modnego artysty, znanego jako Atrios, to płótno w całości pomalowane na biało, choć – jeśli bardzo się wysilić – można na nim dostrzec lekko wypukłe ukośne białe paski. Czy spór o artystyczną wartość takiego dzieła może wystawić na ciężką próbę wieloletnią przyjaźń między tymi trzema mężczyznami? Okazuje się, że tak… Dyskusja na temat sztuki współczesnej oraz znaczenia, jakie snobizm i kierowanie się zdaniem innych odgrywa przy jej odbiorze, staje się pretekstem do analizy relacji łączących bohaterów – na ile są one mocne i na jakich wartościach zakotwiczone. Rozprawa o guście zamienia się w konflikt charakterów i odmiennych postaw życiowych.
Pomimo swojej miejscami gorzkiej wymowy to wszystko zostaje polane sosem dobrego humoru. W reżyserskim ujęciu Roberta Czechowskiego „Sztuka” jest wyśmienitą komedią o naturze stosunków międzyludzkich, przemijaniu, a także o groźbie nieuchronnej utraty ironii, która może być bronią w konfrontacji ze śmiercią.

SCENA DUŻA
Trzy stulecia temu publiczność zwijała się ze śmiechu oglądając przygody arlekina Trufaldina – tytułowego „sługi dwóch panów” z commedii dell’arte Carla Goldoniego. Pracując na dwa fronty, bohater ustawicznie mylił polecenia swoich mocodawców, co prowadziło do wielu zabawnych nieporozumień i perypetii. Czy ta historia może dziś bawić tak samo, jak w tamtych czasach? Z pewnością tak – zwłaszcza jeśli zaadaptować ją do czasów bliższych naszej współczesności. Takiego zabiegu podjął się brytyjski komediopisarz Richard Bean, przenosząc akcję pierwowzoru z XVIII-wiecznej Wenecji do Brighton roku 1963. W tej wersji niegdysiejszy Trufaldin nosi nazwisko Francis Henshall i jest drobnym angielskim cwaniaczkiem, który próbuje urządzić się w życiu, podejmując pracę u dwóch szefów jednocześnie. Jak się wkrótce okazuje, tę dwójkę łączą niecodzienne i cokolwiek niebezpieczne relacje. Lawirując między pracodawcami, Francis musi stanąć na głowie, żeby prawda o jego podwójnym etacie pozostała dla nich tajemnicą. W przeciwnym razie jego własne życie może zawisnąć na włosku…

SCENA STAŃCZYK
Spektakl powstaje z myślą o naj-najmłodszych widzach. O tych, którzy właśnie poznają świat, uczą się nazywać wszystko, co wokół siebie widzą. Jakie przeróżne tajemnice skrywa przyroda? Jakie są jej ulubione kolory? Jak lubi się zmieniać podczas każdej z czterech pór roku? Razem z bohaterami opowieści – Siostrą, Bratem i pewną niezwykłą Gąsienicą spróbujemy znaleźć odpowiedź na te i inne pytania. Dowiemy się, że każda zabawa może przerodzić się w teatr dzięki wyobraźni, ale przede wszystkim, że teatr jest doskonałym miejscem, aby dobrze się bawić i przyjemnie spędzić czas. W przedstawieniu postacie sceniczne często nawiązują bezpośredni kontakt z widzami, a spektakl dzięki barwnej scenografii, zabawnym lalkom i przyjemnym dla ucha piosenkom jest propozycją dla wszystkich widzów, którzy lubią się miło bawić, w tym również dla dzieci, dla których będzie to pierwsza wizyta w teatrze.

SCENA KAMERALNA
Nazwisko francuskiej autorki Yasminy Rezy może się kojarzyć bywalcom naszego teatru chociażby z „Bogiem mordu” w reżyserii Lecha Mackiewicza, a kinomanom – z ekranizacją tego samego dramatu, zrealizowaną przez Romana Polańskiego, a zatytułowaną „Rzeź”. W obu wersjach sytuacja spowodowana błahym z pozoru zdarzeniem urasta do rozmiarów sprawy o tak wielkim znaczeniu, że staje się ona podstawą zajadłej, psychologicznej rozgrywki.
Nie inaczej dzieje się w „Sztuce”, która w latach 90. przyniosła Rezie międzynarodowy rozgłos. Głównych bohaterów – Serge’a, Marca i Yvana – poznajemy w momencie, gdy pierwszy z nich chwali się posiadaniem obrazu, na którego zakup wydał fortunę. Dzieło autorstwa bardzo ponoć modnego artysty, znanego jako Atrios, to płótno w całości pomalowane na biało, choć – jeśli bardzo się wysilić – można na nim dostrzec lekko wypukłe ukośne białe paski. Czy spór o artystyczną wartość takiego dzieła może wystawić na ciężką próbę wieloletnią przyjaźń między tymi trzema mężczyznami? Okazuje się, że tak… Dyskusja na temat sztuki współczesnej oraz znaczenia, jakie snobizm i kierowanie się zdaniem innych odgrywa przy jej odbiorze, staje się pretekstem do analizy relacji łączących bohaterów – na ile są one mocne i na jakich wartościach zakotwiczone. Rozprawa o guście zamienia się w konflikt charakterów i odmiennych postaw życiowych.
Pomimo swojej miejscami gorzkiej wymowy to wszystko zostaje polane sosem dobrego humoru. W reżyserskim ujęciu Roberta Czechowskiego „Sztuka” jest wyśmienitą komedią o naturze stosunków międzyludzkich, przemijaniu, a także o groźbie nieuchronnej utraty ironii, która może być bronią w konfrontacji ze śmiercią.

SCENA DUŻA
Trzy stulecia temu publiczność zwijała się ze śmiechu oglądając przygody arlekina Trufaldina – tytułowego „sługi dwóch panów” z commedii dell’arte Carla Goldoniego. Pracując na dwa fronty, bohater ustawicznie mylił polecenia swoich mocodawców, co prowadziło do wielu zabawnych nieporozumień i perypetii. Czy ta historia może dziś bawić tak samo, jak w tamtych czasach? Z pewnością tak – zwłaszcza jeśli zaadaptować ją do czasów bliższych naszej współczesności. Takiego zabiegu podjął się brytyjski komediopisarz Richard Bean, przenosząc akcję pierwowzoru z XVIII-wiecznej Wenecji do Brighton roku 1963. W tej wersji niegdysiejszy Trufaldin nosi nazwisko Francis Henshall i jest drobnym angielskim cwaniaczkiem, który próbuje urządzić się w życiu, podejmując pracę u dwóch szefów jednocześnie. Jak się wkrótce okazuje, tę dwójkę łączą niecodzienne i cokolwiek niebezpieczne relacje. Lawirując między pracodawcami, Francis musi stanąć na głowie, żeby prawda o jego podwójnym etacie pozostała dla nich tajemnicą. W przeciwnym razie jego własne życie może zawisnąć na włosku…

SCENA KAMERALNA
Przedstawienie na podstawie opowiadania Oskara Wilde’a to wzruszająca opowieść o ogrodzie Olbrzyma, do którego chętnie wbiegają dzieci, aby się pobawić. Po kilkuletniej nieobecności Olbrzym wraca, przegania dzieci i stawia wokół ogrodu wielki mur. Mija czas, kończy się zima, a wokół ogrodu rodzi się wiosna. Jedynym miejscem, do którego wiosna nie chce przyjść, jest ogród. Trwa tam wieczna zima. Mijają kolejne pory roku a ogród wciąż jest zasypany śniegiem. Dopiero, gdy do ogrodu wracają małe dzieci, przedostając się przez dziurę w murze, Olbrzym dostaje szansę, aby odmrozić zarówno miejsce wokół siebie, jak i swoje serce.

SCENA KAMERALNA
Przedstawienie na podstawie opowiadania Oskara Wilde’a to wzruszająca opowieść o ogrodzie Olbrzyma, do którego chętnie wbiegają dzieci, aby się pobawić. Po kilkuletniej nieobecności Olbrzym wraca, przegania dzieci i stawia wokół ogrodu wielki mur. Mija czas, kończy się zima, a wokół ogrodu rodzi się wiosna. Jedynym miejscem, do którego wiosna nie chce przyjść, jest ogród. Trwa tam wieczna zima. Mijają kolejne pory roku a ogród wciąż jest zasypany śniegiem. Dopiero, gdy do ogrodu wracają małe dzieci, przedostając się przez dziurę w murze, Olbrzym dostaje szansę, aby odmrozić zarówno miejsce wokół siebie, jak i swoje serce.

SCENA KAMERALNA
Przedstawienie na podstawie opowiadania Oskara Wilde’a to wzruszająca opowieść o ogrodzie Olbrzyma, do którego chętnie wbiegają dzieci, aby się pobawić. Po kilkuletniej nieobecności Olbrzym wraca, przegania dzieci i stawia wokół ogrodu wielki mur. Mija czas, kończy się zima, a wokół ogrodu rodzi się wiosna. Jedynym miejscem, do którego wiosna nie chce przyjść, jest ogród. Trwa tam wieczna zima. Mijają kolejne pory roku a ogród wciąż jest zasypany śniegiem. Dopiero, gdy do ogrodu wracają małe dzieci, przedostając się przez dziurę w murze, Olbrzym dostaje szansę, aby odmrozić zarówno miejsce wokół siebie, jak i swoje serce.

SCENA DUŻA
Lata 80. XX wieku. W erze schyłkowego PRL-u odległa, „mlekiem i miodem płynąca” Kanada jawi się mieszkańcom polskiej wsi Sycewo jako mityczna wręcz kraina dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. Jej namiastką są właśnie tytułowe sukienki, przysyłane z zagranicy „ubogim krewnym”. Pomiędzy tymi dwoma odmiennymi światami rozpościera się pajęczyna osobistych dramatów, które naznaczają wielopokoleniową rodzinę wspólnym piętnem. Gdy po długiej nieobecności Amelia przyjeżdża z Kanady, by zjawić się na urodzinach swojej matki Zofii, na jaw wychodzą sekrety, które czynią dzieje rodu jeszcze bardziej skomplikowanymi niż mogłoby się wydawać.
Widzowie po raz pierwszy mieli okazję zapoznać się z tą opowieścią niemal dekadę temu, gdy na ekranach kin zagościł film Macieja Archona Michalskiego pod tym samym tytułem. Zrealizowany po części własnym sumptem, bez wsparcia wielkich wytwórni, stacji telewizyjnych czy państwowych instytucji, okazał się dziełem wnoszącym powiew świeżości do konwencji rodzinnej sagi. Autentyzmu dodawał tu fakt, że reżyser odwołał się do wątków autobiograficznych. W jego ujęciu polska wieś jest jednak nie tylko scenerią powikłanych ludzkich losów, ale również magiczną krainą dzieciństwa, skąpaną w ciepłych, nasyconych barwach. Na przekór ówczesnym wyobrażeniom, z tą pulsującą życiem kolorystyką wyraźnie kontrastuje chłodna szarość Kanady.
Po dziesięciu latach Archon postanowił wrócić do historii, jaką wcześniej opowiedział za pośrednictwem filmowego medium, by tym razem zaprezentować ją w wersji scenicznej. Na miejsce realizacji swojego przedsięwzięcia wybrał Lubuski Teatr, angażując cały tutejszy zespół aktorski. Jeszcze przed premierą można mieć pewność, że „Kanadyjskie sukienki” wzbogacą dorobek zielonogórskiej sceny o kolejny niekonwencjonalny spektakl, w którym psychologiczno-obyczajowy realizm płynnie łączy się z magią i cudownością.

SCENA DUŻA
Lata 80. XX wieku. W erze schyłkowego PRL-u odległa, „mlekiem i miodem płynąca” Kanada jawi się mieszkańcom polskiej wsi Sycewo jako mityczna wręcz kraina dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. Jej namiastką są właśnie tytułowe sukienki, przysyłane z zagranicy „ubogim krewnym”. Pomiędzy tymi dwoma odmiennymi światami rozpościera się pajęczyna osobistych dramatów, które naznaczają wielopokoleniową rodzinę wspólnym piętnem. Gdy po długiej nieobecności Amelia przyjeżdża z Kanady, by zjawić się na urodzinach swojej matki Zofii, na jaw wychodzą sekrety, które czynią dzieje rodu jeszcze bardziej skomplikowanymi niż mogłoby się wydawać.
Widzowie po raz pierwszy mieli okazję zapoznać się z tą opowieścią niemal dekadę temu, gdy na ekranach kin zagościł film Macieja Archona Michalskiego pod tym samym tytułem. Zrealizowany po części własnym sumptem, bez wsparcia wielkich wytwórni, stacji telewizyjnych czy państwowych instytucji, okazał się dziełem wnoszącym powiew świeżości do konwencji rodzinnej sagi. Autentyzmu dodawał tu fakt, że reżyser odwołał się do wątków autobiograficznych. W jego ujęciu polska wieś jest jednak nie tylko scenerią powikłanych ludzkich losów, ale również magiczną krainą dzieciństwa, skąpaną w ciepłych, nasyconych barwach. Na przekór ówczesnym wyobrażeniom, z tą pulsującą życiem kolorystyką wyraźnie kontrastuje chłodna szarość Kanady.
Po dziesięciu latach Archon postanowił wrócić do historii, jaką wcześniej opowiedział za pośrednictwem filmowego medium, by tym razem zaprezentować ją w wersji scenicznej. Na miejsce realizacji swojego przedsięwzięcia wybrał Lubuski Teatr, angażując cały tutejszy zespół aktorski. Jeszcze przed premierą można mieć pewność, że „Kanadyjskie sukienki” wzbogacą dorobek zielonogórskiej sceny o kolejny niekonwencjonalny spektakl, w którym psychologiczno-obyczajowy realizm płynnie łączy się z magią i cudownością.

SCENA KAMERALNA
Przedstawienie na podstawie opowiadania Oskara Wilde’a to wzruszająca opowieść o ogrodzie Olbrzyma, do którego chętnie wbiegają dzieci, aby się pobawić. Po kilkuletniej nieobecności Olbrzym wraca, przegania dzieci i stawia wokół ogrodu wielki mur. Mija czas, kończy się zima, a wokół ogrodu rodzi się wiosna. Jedynym miejscem, do którego wiosna nie chce przyjść, jest ogród. Trwa tam wieczna zima. Mijają kolejne pory roku a ogród wciąż jest zasypany śniegiem. Dopiero, gdy do ogrodu wracają małe dzieci, przedostając się przez dziurę w murze, Olbrzym dostaje szansę, aby odmrozić zarówno miejsce wokół siebie, jak i swoje serce.

SCENA DUŻA
Lata 80. XX wieku. W erze schyłkowego PRL-u odległa, „mlekiem i miodem płynąca” Kanada jawi się mieszkańcom polskiej wsi Sycewo jako mityczna wręcz kraina dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. Jej namiastką są właśnie tytułowe sukienki, przysyłane z zagranicy „ubogim krewnym”. Pomiędzy tymi dwoma odmiennymi światami rozpościera się pajęczyna osobistych dramatów, które naznaczają wielopokoleniową rodzinę wspólnym piętnem. Gdy po długiej nieobecności Amelia przyjeżdża z Kanady, by zjawić się na urodzinach swojej matki Zofii, na jaw wychodzą sekrety, które czynią dzieje rodu jeszcze bardziej skomplikowanymi niż mogłoby się wydawać.
Widzowie po raz pierwszy mieli okazję zapoznać się z tą opowieścią niemal dekadę temu, gdy na ekranach kin zagościł film Macieja Archona Michalskiego pod tym samym tytułem. Zrealizowany po części własnym sumptem, bez wsparcia wielkich wytwórni, stacji telewizyjnych czy państwowych instytucji, okazał się dziełem wnoszącym powiew świeżości do konwencji rodzinnej sagi. Autentyzmu dodawał tu fakt, że reżyser odwołał się do wątków autobiograficznych. W jego ujęciu polska wieś jest jednak nie tylko scenerią powikłanych ludzkich losów, ale również magiczną krainą dzieciństwa, skąpaną w ciepłych, nasyconych barwach. Na przekór ówczesnym wyobrażeniom, z tą pulsującą życiem kolorystyką wyraźnie kontrastuje chłodna szarość Kanady.
Po dziesięciu latach Archon postanowił wrócić do historii, jaką wcześniej opowiedział za pośrednictwem filmowego medium, by tym razem zaprezentować ją w wersji scenicznej. Na miejsce realizacji swojego przedsięwzięcia wybrał Lubuski Teatr, angażując cały tutejszy zespół aktorski. Jeszcze przed premierą można mieć pewność, że „Kanadyjskie sukienki” wzbogacą dorobek zielonogórskiej sceny o kolejny niekonwencjonalny spektakl, w którym psychologiczno-obyczajowy realizm płynnie łączy się z magią i cudownością.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

SCENA KAMERALNA
Sztuka napisana na dwie głowy. I to jeszcze jakie. Małżeńskie. Dario Fo i Franca Rame dzięki Związkowi otwartemu zyskali sławę i poklask – i to nie tylko w rewirach komediowych. Historia przez nich wymyślona do dziś wraca w najrozmaitszych konfiguracjach, pomysłach i scenicznych wyrazach.
W zielonogórskiej realizacji Romana Filipowska i Wojciech Romańczyk dołożyli swoją, młodą wypowiedź do tej opowieści. Niejednoznaczność tekstu noblisty i jego żony podkreśla fakt, że farsa przegląda się tu w stylistyce komedii dell’arte? Fo wraz z Rame pisali Związek dla teatrów ulicznych. Tekst szybko jednak stał się poszukiwany przez tradycyjne sceny. Fabularnym zamysłem, któremu sprzyja dramaturgiczny tok tego spektaklu jest kpina i zabawa instytucją małżeństwa. Dochodzi do tego żonglerka stereotypami odnoszącymi się do natury kobiet i mężczyzn.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

SCENA KAMERALNA
Sztuka napisana na dwie głowy. I to jeszcze jakie. Małżeńskie. Dario Fo i Franca Rame dzięki Związkowi otwartemu zyskali sławę i poklask – i to nie tylko w rewirach komediowych. Historia przez nich wymyślona do dziś wraca w najrozmaitszych konfiguracjach, pomysłach i scenicznych wyrazach.
W zielonogórskiej realizacji Romana Filipowska i Wojciech Romańczyk dołożyli swoją, młodą wypowiedź do tej opowieści. Niejednoznaczność tekstu noblisty i jego żony podkreśla fakt, że farsa przegląda się tu w stylistyce komedii dell’arte? Fo wraz z Rame pisali Związek dla teatrów ulicznych. Tekst szybko jednak stał się poszukiwany przez tradycyjne sceny. Fabularnym zamysłem, któremu sprzyja dramaturgiczny tok tego spektaklu jest kpina i zabawa instytucją małżeństwa. Dochodzi do tego żonglerka stereotypami odnoszącymi się do natury kobiet i mężczyzn.

DUŻA SCENA
Pouczająca bajka o piesku, który niespodziewanie urodził się niebieski. I w tym momencie rozpoczęły się jego kłopoty. Jeden brat czarny, drugi brązowy – jak normalne psy. A nasz bohater niebieski, inny niż wszystkie pieski. Taki jak woda w oceanie, jak błękit na lasu ścianie. I gdy już się wydawało, że czekają go same smutki, spotkał na swej drodze rudego marynarza, który dobrze wiedział jak sobie radzić w takiej sytuacji. Sam też był inny i samotny. Stali się przyjaciółmi i wypłynęli w rejs. A dokąd? – zobaczycie w teatrze.

SCENA KAMERALNA
Sztuka napisana na dwie głowy. I to jeszcze jakie. Małżeńskie. Dario Fo i Franca Rame dzięki Związkowi otwartemu zyskali sławę i poklask – i to nie tylko w rewirach komediowych. Historia przez nich wymyślona do dziś wraca w najrozmaitszych konfiguracjach, pomysłach i scenicznych wyrazach.
W zielonogórskiej realizacji Romana Filipowska i Wojciech Romańczyk dołożyli swoją, młodą wypowiedź do tej opowieści. Niejednoznaczność tekstu noblisty i jego żony podkreśla fakt, że farsa przegląda się tu w stylistyce komedii dell’arte? Fo wraz z Rame pisali Związek dla teatrów ulicznych. Tekst szybko jednak stał się poszukiwany przez tradycyjne sceny. Fabularnym zamysłem, któremu sprzyja dramaturgiczny tok tego spektaklu jest kpina i zabawa instytucją małżeństwa. Dochodzi do tego żonglerka stereotypami odnoszącymi się do natury kobiet i mężczyzn.

SCENA KAMERALNA
Nazwisko francuskiej autorki Yasminy Rezy może się kojarzyć bywalcom naszego teatru chociażby z „Bogiem mordu” w reżyserii Lecha Mackiewicza, a kinomanom – z ekranizacją tego samego dramatu, zrealizowaną przez Romana Polańskiego, a zatytułowaną „Rzeź”. W obu wersjach sytuacja spowodowana błahym z pozoru zdarzeniem urasta do rozmiarów sprawy o tak wielkim znaczeniu, że staje się ona podstawą zajadłej, psychologicznej rozgrywki.
Nie inaczej dzieje się w „Sztuce”, która w latach 90. przyniosła Rezie międzynarodowy rozgłos. Głównych bohaterów – Serge’a, Marca i Yvana – poznajemy w momencie, gdy pierwszy z nich chwali się posiadaniem obrazu, na którego zakup wydał fortunę. Dzieło autorstwa bardzo ponoć modnego artysty, znanego jako Atrios, to płótno w całości pomalowane na biało, choć – jeśli bardzo się wysilić – można na nim dostrzec lekko wypukłe ukośne białe paski. Czy spór o artystyczną wartość takiego dzieła może wystawić na ciężką próbę wieloletnią przyjaźń między tymi trzema mężczyznami? Okazuje się, że tak… Dyskusja na temat sztuki współczesnej oraz znaczenia, jakie snobizm i kierowanie się zdaniem innych odgrywa przy jej odbiorze, staje się pretekstem do analizy relacji łączących bohaterów – na ile są one mocne i na jakich wartościach zakotwiczone. Rozprawa o guście zamienia się w konflikt charakterów i odmiennych postaw życiowych.
Pomimo swojej miejscami gorzkiej wymowy to wszystko zostaje polane sosem dobrego humoru. W reżyserskim ujęciu Roberta Czechowskiego „Sztuka” jest wyśmienitą komedią o naturze stosunków międzyludzkich, przemijaniu, a także o groźbie nieuchronnej utraty ironii, która może być bronią w konfrontacji ze śmiercią.

DUŻA SCENA
Bezpośrednią inspiracją powstania tej opowieści były Pippi Pończoszanka oraz Alicja w Krainie czarów a także świat wykreowany przez wyobraźnię bohaterek. Wyobraźnię szaloną, niczym nieskrępowaną. Czysta fantazja. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, jej bliskość sprawiły, że historia uległa modyfikacji. Rzeczywistość nadała jej nowy wymiar i pogłębiła znaczenie.
Powstał projekt będący w zamyśle hołdem dla wszystkich dzieci, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce, w którym przyszły na świat, a którym wojna zabrała ich największy skarb: DZIECIŃSTWO. Czas, w którym dzieją się rzeczy magiczne, w którym małemu Człowiekowi fizyka i ekonomia nie pętają nóg. W którym wiara w dobro i w drugiego człowieka jest sprawą fundamentalną. Opowieść jest próbą pokazania procesu odradzania się nadziei w dziecięcej głowie, mierzenia się „czystej, naiwnej” dziecięcej świadomości ze światem zewnętrznym, pełnym brudu, zła i niesprawiedliwości. Projekcje fantastycznego świata są Piątym Elementem, czynnikiem, który pozwoli przetrwać. Pozwoli zachować wiarę. Ta konfrontacja nieskażonego, dziewiczego świata dziecięcego umysłu z pełnym bólu i goryczy światem wojennej rzeczywistości przywodzi również na myśl przepiękny i wzruszający „Grobowiec świetlików” ze Studia Ghibli.
Czymże jest „powrót do domu”? Te słowa niosą ukojenie i spokój. Wszak: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Kochamy nasze stare śmieci – przedmioty, których smak, zapach, kolor i fakturę znamy na pamięć – dają poczucie bezpieczeństwa. Dom jest miejscem idealnym. Tu są ukochani rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, zwierzaki i zabawki. To Schron. Bunkier.
„…Coś jak drzazga we mnie tkwi
Mamo zimno mi…”
Mieć gdzie być. Mieć z kim być. Mieć kogoś, do kogo można się przytulić i zapłakać. Tym jest powrót do domu. Nie tylko dla dziecka. Dziewczynka otwiera oczy, poranne słońce przebija przez zasłonkę i maluje pastelami kręgi na jej buzi. Wydobywa z powietrza drobiny kurzu unoszące się po to, by dowieść, że nie ma grawitacji. Kot zrywa się z fotela i podbiega spragniony pieszczoty. Zza ściany słychać Schuberta, a może to coś bardziej współczesnego – Dawid Podsiadło, bo mama go tak lubi. Za chwilę zagra ekspres – tata zawsze wypija filiżankę przed wyjściem do pracy. Dziewczynka nie słyszy odległych grzmotów, warkotu silników na niebie – głaszcze kota i wychodzi do ogrodu.
Ty jesteś tą dziewczynką.

SCENA KAMERALNA
Nazwisko francuskiej autorki Yasminy Rezy może się kojarzyć bywalcom naszego teatru chociażby z „Bogiem mordu” w reżyserii Lecha Mackiewicza, a kinomanom – z ekranizacją tego samego dramatu, zrealizowaną przez Romana Polańskiego, a zatytułowaną „Rzeź”. W obu wersjach sytuacja spowodowana błahym z pozoru zdarzeniem urasta do rozmiarów sprawy o tak wielkim znaczeniu, że staje się ona podstawą zajadłej, psychologicznej rozgrywki.
Nie inaczej dzieje się w „Sztuce”, która w latach 90. przyniosła Rezie międzynarodowy rozgłos. Głównych bohaterów – Serge’a, Marca i Yvana – poznajemy w momencie, gdy pierwszy z nich chwali się posiadaniem obrazu, na którego zakup wydał fortunę. Dzieło autorstwa bardzo ponoć modnego artysty, znanego jako Atrios, to płótno w całości pomalowane na biało, choć – jeśli bardzo się wysilić – można na nim dostrzec lekko wypukłe ukośne białe paski. Czy spór o artystyczną wartość takiego dzieła może wystawić na ciężką próbę wieloletnią przyjaźń między tymi trzema mężczyznami? Okazuje się, że tak… Dyskusja na temat sztuki współczesnej oraz znaczenia, jakie snobizm i kierowanie się zdaniem innych odgrywa przy jej odbiorze, staje się pretekstem do analizy relacji łączących bohaterów – na ile są one mocne i na jakich wartościach zakotwiczone. Rozprawa o guście zamienia się w konflikt charakterów i odmiennych postaw życiowych.
Pomimo swojej miejscami gorzkiej wymowy to wszystko zostaje polane sosem dobrego humoru. W reżyserskim ujęciu Roberta Czechowskiego „Sztuka” jest wyśmienitą komedią o naturze stosunków międzyludzkich, przemijaniu, a także o groźbie nieuchronnej utraty ironii, która może być bronią w konfrontacji ze śmiercią.

DUŻA SCENA
Bezpośrednią inspiracją powstania tej opowieści były Pippi Pończoszanka oraz Alicja w Krainie czarów a także świat wykreowany przez wyobraźnię bohaterek. Wyobraźnię szaloną, niczym nieskrępowaną. Czysta fantazja. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, jej bliskość sprawiły, że historia uległa modyfikacji. Rzeczywistość nadała jej nowy wymiar i pogłębiła znaczenie.
Powstał projekt będący w zamyśle hołdem dla wszystkich dzieci, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce, w którym przyszły na świat, a którym wojna zabrała ich największy skarb: DZIECIŃSTWO. Czas, w którym dzieją się rzeczy magiczne, w którym małemu Człowiekowi fizyka i ekonomia nie pętają nóg. W którym wiara w dobro i w drugiego człowieka jest sprawą fundamentalną. Opowieść jest próbą pokazania procesu odradzania się nadziei w dziecięcej głowie, mierzenia się „czystej, naiwnej” dziecięcej świadomości ze światem zewnętrznym, pełnym brudu, zła i niesprawiedliwości. Projekcje fantastycznego świata są Piątym Elementem, czynnikiem, który pozwoli przetrwać. Pozwoli zachować wiarę. Ta konfrontacja nieskażonego, dziewiczego świata dziecięcego umysłu z pełnym bólu i goryczy światem wojennej rzeczywistości przywodzi również na myśl przepiękny i wzruszający „Grobowiec świetlików” ze Studia Ghibli.
Czymże jest „powrót do domu”? Te słowa niosą ukojenie i spokój. Wszak: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Kochamy nasze stare śmieci – przedmioty, których smak, zapach, kolor i fakturę znamy na pamięć – dają poczucie bezpieczeństwa. Dom jest miejscem idealnym. Tu są ukochani rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, zwierzaki i zabawki. To Schron. Bunkier.
„…Coś jak drzazga we mnie tkwi
Mamo zimno mi…”
Mieć gdzie być. Mieć z kim być. Mieć kogoś, do kogo można się przytulić i zapłakać. Tym jest powrót do domu. Nie tylko dla dziecka. Dziewczynka otwiera oczy, poranne słońce przebija przez zasłonkę i maluje pastelami kręgi na jej buzi. Wydobywa z powietrza drobiny kurzu unoszące się po to, by dowieść, że nie ma grawitacji. Kot zrywa się z fotela i podbiega spragniony pieszczoty. Zza ściany słychać Schuberta, a może to coś bardziej współczesnego – Dawid Podsiadło, bo mama go tak lubi. Za chwilę zagra ekspres – tata zawsze wypija filiżankę przed wyjściem do pracy. Dziewczynka nie słyszy odległych grzmotów, warkotu silników na niebie – głaszcze kota i wychodzi do ogrodu.
Ty jesteś tą dziewczynką.

DUŻA SCENA
Bezpośrednią inspiracją powstania tej opowieści były Pippi Pończoszanka oraz Alicja w Krainie czarów a także świat wykreowany przez wyobraźnię bohaterek. Wyobraźnię szaloną, niczym nieskrępowaną. Czysta fantazja. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, jej bliskość sprawiły, że historia uległa modyfikacji. Rzeczywistość nadała jej nowy wymiar i pogłębiła znaczenie.
Powstał projekt będący w zamyśle hołdem dla wszystkich dzieci, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce, w którym przyszły na świat, a którym wojna zabrała ich największy skarb: DZIECIŃSTWO. Czas, w którym dzieją się rzeczy magiczne, w którym małemu Człowiekowi fizyka i ekonomia nie pętają nóg. W którym wiara w dobro i w drugiego człowieka jest sprawą fundamentalną. Opowieść jest próbą pokazania procesu odradzania się nadziei w dziecięcej głowie, mierzenia się „czystej, naiwnej” dziecięcej świadomości ze światem zewnętrznym, pełnym brudu, zła i niesprawiedliwości. Projekcje fantastycznego świata są Piątym Elementem, czynnikiem, który pozwoli przetrwać. Pozwoli zachować wiarę. Ta konfrontacja nieskażonego, dziewiczego świata dziecięcego umysłu z pełnym bólu i goryczy światem wojennej rzeczywistości przywodzi również na myśl przepiękny i wzruszający „Grobowiec świetlików” ze Studia Ghibli.
Czymże jest „powrót do domu”? Te słowa niosą ukojenie i spokój. Wszak: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Kochamy nasze stare śmieci – przedmioty, których smak, zapach, kolor i fakturę znamy na pamięć – dają poczucie bezpieczeństwa. Dom jest miejscem idealnym. Tu są ukochani rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, zwierzaki i zabawki. To Schron. Bunkier.
„…Coś jak drzazga we mnie tkwi
Mamo zimno mi…”
Mieć gdzie być. Mieć z kim być. Mieć kogoś, do kogo można się przytulić i zapłakać. Tym jest powrót do domu. Nie tylko dla dziecka. Dziewczynka otwiera oczy, poranne słońce przebija przez zasłonkę i maluje pastelami kręgi na jej buzi. Wydobywa z powietrza drobiny kurzu unoszące się po to, by dowieść, że nie ma grawitacji. Kot zrywa się z fotela i podbiega spragniony pieszczoty. Zza ściany słychać Schuberta, a może to coś bardziej współczesnego – Dawid Podsiadło, bo mama go tak lubi. Za chwilę zagra ekspres – tata zawsze wypija filiżankę przed wyjściem do pracy. Dziewczynka nie słyszy odległych grzmotów, warkotu silników na niebie – głaszcze kota i wychodzi do ogrodu.
Ty jesteś tą dziewczynką.

SCENA KAMERALNA
Nazwisko francuskiej autorki Yasminy Rezy może się kojarzyć bywalcom naszego teatru chociażby z „Bogiem mordu” w reżyserii Lecha Mackiewicza, a kinomanom – z ekranizacją tego samego dramatu, zrealizowaną przez Romana Polańskiego, a zatytułowaną „Rzeź”. W obu wersjach sytuacja spowodowana błahym z pozoru zdarzeniem urasta do rozmiarów sprawy o tak wielkim znaczeniu, że staje się ona podstawą zajadłej, psychologicznej rozgrywki.
Nie inaczej dzieje się w „Sztuce”, która w latach 90. przyniosła Rezie międzynarodowy rozgłos. Głównych bohaterów – Serge’a, Marca i Yvana – poznajemy w momencie, gdy pierwszy z nich chwali się posiadaniem obrazu, na którego zakup wydał fortunę. Dzieło autorstwa bardzo ponoć modnego artysty, znanego jako Atrios, to płótno w całości pomalowane na biało, choć – jeśli bardzo się wysilić – można na nim dostrzec lekko wypukłe ukośne białe paski. Czy spór o artystyczną wartość takiego dzieła może wystawić na ciężką próbę wieloletnią przyjaźń między tymi trzema mężczyznami? Okazuje się, że tak… Dyskusja na temat sztuki współczesnej oraz znaczenia, jakie snobizm i kierowanie się zdaniem innych odgrywa przy jej odbiorze, staje się pretekstem do analizy relacji łączących bohaterów – na ile są one mocne i na jakich wartościach zakotwiczone. Rozprawa o guście zamienia się w konflikt charakterów i odmiennych postaw życiowych.
Pomimo swojej miejscami gorzkiej wymowy to wszystko zostaje polane sosem dobrego humoru. W reżyserskim ujęciu Roberta Czechowskiego „Sztuka” jest wyśmienitą komedią o naturze stosunków międzyludzkich, przemijaniu, a także o groźbie nieuchronnej utraty ironii, która może być bronią w konfrontacji ze śmiercią.

DUŻA SCENA
Bezpośrednią inspiracją powstania tej opowieści były Pippi Pończoszanka oraz Alicja w Krainie czarów a także świat wykreowany przez wyobraźnię bohaterek. Wyobraźnię szaloną, niczym nieskrępowaną. Czysta fantazja. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, jej bliskość sprawiły, że historia uległa modyfikacji. Rzeczywistość nadała jej nowy wymiar i pogłębiła znaczenie.
Powstał projekt będący w zamyśle hołdem dla wszystkich dzieci, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce, w którym przyszły na świat, a którym wojna zabrała ich największy skarb: DZIECIŃSTWO. Czas, w którym dzieją się rzeczy magiczne, w którym małemu Człowiekowi fizyka i ekonomia nie pętają nóg. W którym wiara w dobro i w drugiego człowieka jest sprawą fundamentalną. Opowieść jest próbą pokazania procesu odradzania się nadziei w dziecięcej głowie, mierzenia się „czystej, naiwnej” dziecięcej świadomości ze światem zewnętrznym, pełnym brudu, zła i niesprawiedliwości. Projekcje fantastycznego świata są Piątym Elementem, czynnikiem, który pozwoli przetrwać. Pozwoli zachować wiarę. Ta konfrontacja nieskażonego, dziewiczego świata dziecięcego umysłu z pełnym bólu i goryczy światem wojennej rzeczywistości przywodzi również na myśl przepiękny i wzruszający „Grobowiec świetlików” ze Studia Ghibli.
Czymże jest „powrót do domu”? Te słowa niosą ukojenie i spokój. Wszak: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Kochamy nasze stare śmieci – przedmioty, których smak, zapach, kolor i fakturę znamy na pamięć – dają poczucie bezpieczeństwa. Dom jest miejscem idealnym. Tu są ukochani rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, zwierzaki i zabawki. To Schron. Bunkier.
„…Coś jak drzazga we mnie tkwi
Mamo zimno mi…”
Mieć gdzie być. Mieć z kim być. Mieć kogoś, do kogo można się przytulić i zapłakać. Tym jest powrót do domu. Nie tylko dla dziecka. Dziewczynka otwiera oczy, poranne słońce przebija przez zasłonkę i maluje pastelami kręgi na jej buzi. Wydobywa z powietrza drobiny kurzu unoszące się po to, by dowieść, że nie ma grawitacji. Kot zrywa się z fotela i podbiega spragniony pieszczoty. Zza ściany słychać Schuberta, a może to coś bardziej współczesnego – Dawid Podsiadło, bo mama go tak lubi. Za chwilę zagra ekspres – tata zawsze wypija filiżankę przed wyjściem do pracy. Dziewczynka nie słyszy odległych grzmotów, warkotu silników na niebie – głaszcze kota i wychodzi do ogrodu.
Ty jesteś tą dziewczynką.

DUŻA SCENA
Bezpośrednią inspiracją powstania tej opowieści były Pippi Pończoszanka oraz Alicja w Krainie czarów a także świat wykreowany przez wyobraźnię bohaterek. Wyobraźnię szaloną, niczym nieskrępowaną. Czysta fantazja. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, jej bliskość sprawiły, że historia uległa modyfikacji. Rzeczywistość nadała jej nowy wymiar i pogłębiła znaczenie.
Powstał projekt będący w zamyśle hołdem dla wszystkich dzieci, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce, w którym przyszły na świat, a którym wojna zabrała ich największy skarb: DZIECIŃSTWO. Czas, w którym dzieją się rzeczy magiczne, w którym małemu Człowiekowi fizyka i ekonomia nie pętają nóg. W którym wiara w dobro i w drugiego człowieka jest sprawą fundamentalną. Opowieść jest próbą pokazania procesu odradzania się nadziei w dziecięcej głowie, mierzenia się „czystej, naiwnej” dziecięcej świadomości ze światem zewnętrznym, pełnym brudu, zła i niesprawiedliwości. Projekcje fantastycznego świata są Piątym Elementem, czynnikiem, który pozwoli przetrwać. Pozwoli zachować wiarę. Ta konfrontacja nieskażonego, dziewiczego świata dziecięcego umysłu z pełnym bólu i goryczy światem wojennej rzeczywistości przywodzi również na myśl przepiękny i wzruszający „Grobowiec świetlików” ze Studia Ghibli.
Czymże jest „powrót do domu”? Te słowa niosą ukojenie i spokój. Wszak: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Kochamy nasze stare śmieci – przedmioty, których smak, zapach, kolor i fakturę znamy na pamięć – dają poczucie bezpieczeństwa. Dom jest miejscem idealnym. Tu są ukochani rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, zwierzaki i zabawki. To Schron. Bunkier.
„…Coś jak drzazga we mnie tkwi
Mamo zimno mi…”
Mieć gdzie być. Mieć z kim być. Mieć kogoś, do kogo można się przytulić i zapłakać. Tym jest powrót do domu. Nie tylko dla dziecka. Dziewczynka otwiera oczy, poranne słońce przebija przez zasłonkę i maluje pastelami kręgi na jej buzi. Wydobywa z powietrza drobiny kurzu unoszące się po to, by dowieść, że nie ma grawitacji. Kot zrywa się z fotela i podbiega spragniony pieszczoty. Zza ściany słychać Schuberta, a może to coś bardziej współczesnego – Dawid Podsiadło, bo mama go tak lubi. Za chwilę zagra ekspres – tata zawsze wypija filiżankę przed wyjściem do pracy. Dziewczynka nie słyszy odległych grzmotów, warkotu silników na niebie – głaszcze kota i wychodzi do ogrodu.
Ty jesteś tą dziewczynką.